Jestem Ola, mam 22 lata,
studiuję informatykę i nie piszę już od trzech lat. Swego czasu,
a właściwie większość swojego życia, pisałam dużo. Bardzo
dużo. Czasami za dużo. To stanowiło dla mnie swoistą siłę
napędową: dzięki temu odrywałam się od rzeczywistości, która
wydawała mi się nieciekawa i zbyt szara. Może to kwestia tego, że
zawsze byłam dość nieśmiała, zamknięta w sobie – przez co
wolałam usiąść przed komputerem i klepać w klawisze niż
zaliczyć jakąś imprezę czy po prostu spotkać się ze znajomymi.
Życie losami stworzonych przez siebie bohaterów, pogoń za nigdy
niemającymi prawa się spełnić marzeniami były znacznie
łatwiejsze niż wzięcie się w garść i wyjście do prawdziwego
świata. Zwłaszcza, że ten wirtualny dał mi coś bardzo ważnego:
wiarę we własne umiejętności i talent. Wiecie – mogę wątpić
w swoją urodę, inteligencję, dojrzałość i wiele innych rzeczy,
ale swoich zdolności pisarskich będę broniła zawsze i przed
każdym. To zawdzięczam Czytelnikom i jestem za to ogromnie
wdzięczna.
Obecnie w moim życiu nastał
bardzo ważny moment. Skończyłam trzeci rok studiów, praca
inżynierska się pisze, a za rok... Za rok wychodzę za mąż.
Jestem z tego powodu niezmiernie szczęśliwa. To był też główny
powód, dla którego zaczęłam szukać pracy. I właśnie te
poszukiwania uświadomiły mi jedną, bardzo ważną rzecz.
Kto czytał mojego prywatnego
bloga, ten wie, że nienawidziłam swoich studiów od początku.
Miałam je zmienić, jednak nie potrafiłam. Zawsze byłam osobą, na
którą łatwo wpłynąć, a wszyscy wciąż powtarzali, że to takie
dobre studia i po nich taka dobra praca... Przyznaję się z pełną
odpowiedzialnością: spieprzyłam po całości. Powinnam była
rzucić to w cholerę i pójść chociażby na dziennikarstwo czy
polonistykę i próbować znaleźć pracę związaną z pisaniem. Ale
jak to mówią – mądry po szkodzie. Nie mogę się teraz wycofać,
za dużo pracy włożyłam w informatykę... A zaczynać potem
kolejne studia? Bez sensu. Nie mogę wciąż siedzieć na cudzym
garnuszku: teraz jeszcze rodziców, a potem męża. Zwłaszcza, że
wszyscy ode mnie oczekują w tym momencie racjonalnego zachowania:
tj. pójście do pracy jako programista, jak Bóg przykazał.
Tyle, że Bóg nie przykazał
tego mnie.
Zaczęłam pisać. Powoli, nieco
niezgrabnie, już nie z tak lekkim piórem, jak jeszcze trzy lata
temu, ale zaczęłam. Z sercem do tego, bo je w końcu odnalazłam, z
wyobraźnią, która obudziła się po tak długim śnie i muzyką,
która na nowo zaczęła grać w mojej duszy. Bardzo długo
zastanawiałam się nad tym, czy w ogóle wracać – czy jest do
czego, czy mnie ktoś tu jeszcze chce – czy stworzyć nową
tożsamość internetową, czy dać sobie spokój z pisaniem już na
zawsze... Ale nie potrafię.
Jestem Marsy, Wasza Marsy. Ta,
która napisała Czekoladę Deserową, która wciąż miała
miliony pomysłów na opowiadania, która już tak wiele razy Was
zawiodła... I której możecie już nie pamiętać. Nie szkodzi.
Ważne, że ja pamiętam Was; nigdy nie zapomniałam.
Przepraszam za te trzy lata, za
brak odzewu, przepadnięcie jak kamień w wodę. Przepraszam nie
pierwszy, ale - obiecuję – ostatni raz.
Teraz już wszystko będzie w
moim życiu tak, jak trzeba.
Marsy!!! Jak cudownie, że wróciłaś!!! Wiedziałam, że warto było czekać... Pamiętaj, że to twoje życie i nikomu nie jesteś nic winna! Grunt, że nie zarzuciłaś swojej pasji do pisania. Z niecierpliwością czekam na jakiś rozdział!
OdpowiedzUsuńPisz :) Pamiętaj, że to ma sens i walcz, mimo że bywa cholernie trudno. Życzę Ci, żebyś wydała książkę. P.s. Żadnego bloga, oprócz czekolady nie przeczytałam od deski, do deski. Powodzenia!
OdpowiedzUsuńCześć :) Nawet sobie nie wyobrażacie, jak strasznie się cieszę, że ktoś jeszcze o mnie pamiętał. Szczerze mówiąc, wątpiłam, że ktokolwiek przeczyta ten wpis...
OdpowiedzUsuńTrudno mi w tym momencie określić, kiedy się cokolwiek pojawi (mam nadzieję, że w przeciągu tygodnia - dwóch ogarnę to, co mam ogarnąć), ale mogę zdradzić, że zamierzam wszystkie swoje twory skompresować na jedną stronę internetową. I, oczywiście, Czekolada pójdzie na pierwszy ogień.
Pozdrawiam Was serdecznie i bardzo dziękuję.
Ola
Wspaniale! Nie mogę się doczekać!
UsuńTwoje opowiadania były tak wciągające, że trudno było o nich zapomnieć przez tych kilka lat ;).
Boże wreszcie! Tak się cieszę! Kiedy zaczynasz? Gdzie Cię znaleźć?
OdpowiedzUsuńNigdy nie przestałam w Ciebie wierzyć, Marsy. Nigdy.
OdpowiedzUsuńCzekam.
Weszłam tu z wielkiego sentymentu, a tu taka niespodzianka!! Miałam nadzieję, że wrócisz do pisania - Marsy, dziękuję Ci za tą decyzję, super że jesteś :D
OdpowiedzUsuńBoziu, któryś raz już piszę ten komentarz, you made my day, a co tam "dzień", chyba "ROK"!!
Hej :) Nie mam pojęcia, czy wciąż pamiętasz o tym blogu, czy go odwiedzasz, czy piszesz. Twój ostatni wpis, sprzed ponad roku, jest dość tajemniczy. Nie potrafię z niego wywnioskować, czy wciąż piszesz, czy też może był to jedynie chwilowy napływ weny. Wciąż pamiętam Czekoladę Deserową, jej nagłe zakończenie i wciąż pamiętam moje zniecierpliwienie, gdy bardzo, ale to bardzo chciałam przeczytać całą jej poprawioną wersję. Zastanawiam się, czy nadal jest to możliwe. Zaczęłaś tutaj publikować, ale nie dokończyłaś historii, nad czym bardzo ubolewam. Czekoladka była jednym z najlepszych, najdokładniej przemyślanych opowiadań i czytałam ją z ogromną przyjemnością. Tak łatwo można było zidentyfikować się z bohaterami, wczuć się w całą historię. I kiedy po tych wszystkich latach postanowiłam sprawdzić, jak się sprawy z Twoją historią mają, trafiam na ten właśnie post. Bardzo, bardzo chciałabym przeczytać całą Czekoladkę. Naprawdę uwielbiałam to opowiadanie. Było w nim coś wyjątkowego, co wyróżniało je spośród pozostałych.
OdpowiedzUsuńSama również jestem dziewczyną na politechnice, też kiedyś pisałam i byłam aktywna w blogosferze, publikowałam i czytałam, po czym coś się wypaliło i przestałam. Nadal jednak pamiętam wszystkie historie które tu poznałam, a także te stworzone przeze mnie. Może jeszcze kiedyś do nich wrócę, by dokończyć własne opowiadania, które żyją gdzieś głęboko w mojej głowie.
Chciałabym Ci też pogratulować ślubu, pogratulować inżyniera i pogratulować tego, że, jak sama napisałaś, wszystko w Twoim życiu będzie tak jak trzeba :) Mimo że to już ponad rok od wypowiedzenia tych słów, trzymam kciuki żeby wszystko Ci się udało.
Mam nadzieję, że kiedyś znajdziesz ten komentarz i odpiszesz :) Będę tu zaglądać :)